Archiwum sierpień 2009


Bossa nova
Autor: andreas_sachs
29 sierpnia 2009, 14:09

Janów, 15 lipca 2010 r.

         Nie mam pojęcia, która jest godzina ale za oknem jest jeszcze szaro, mimo że mamy najdłuższe dni w roku. Leżę w tej pościeli i próbuję sobie przypomnieć jak takie "barowe" poranki wyglądały z tobą. Zawsze na filmach lub wideoklipach pokazują jak mężczyzna podczas snu, leżąc tuż za nią obejmuje partnerkę. U nas jest odwrotnie. Zawsze było. To ja lubię przytulać się do twoich pleców, bo wtedy "słyszę cię całego". Czuję bicie twojego serca i pracę całego tego męskiego silnika. I na tym chyba kończy się całe moje zainteresowanie silnikami. Poza tym mam wrażenie w takiej chwili jakbym się wspierała na kimś dużo mocniejszym ode mnie. Ha ha... a'propos "silniejszego" i "męskiego", pamiętam jak się zdziwiłam gdy po raz pierwszy zostałeś u mnie na noc. Zobaczyłam wtedy od spodu twoje stopy... To był niesamowity widok. Nigdy nie widziałam u mężczyzny takich stóp. Niewielkie, wyrzeźbione z dokładnością do milimetra przy zachowaniu pełnych proporcji a zupełnie zaniemówiłam gdy zobaczyłam twoje pięty. Zadbane i różowe jak u niemowlaka. Jakbyś cholera podczas chodzenia w ogóle ziemi nie dotykał. Boję się, że po twoim powrocie nigdy ich już takimi nie ujrzę. Masz te stopy w ogóle nie z tego świata. Posługujesz się nimi jak dłońmi. Wyginasz, są chwytne jak u jakiejś małpy.
A pamiętasz nasze wspólne moczenie nóg w jednej misce, zanim kupiliśmy mieszkanie z łazienką? Brakuje mi tego. Wspólny prysznic to już nie to samo. Czuję do tej chwili dotyk twoich stóp w tej pomarańczowej misce. Boże, cóż to była za wyrafinowana pieszczota. Masowałeś mi moje stopy obejmując je z obu stron swoimi. Wsuwałeś delikatnie swój duży palec pomiędzy moje, rozsuwając je delikatnie na boki i bawiłeś się nimi tak niewinnie jak chłopiec, w ten jedyny w swoim rodzaju nieodpowiedzialny sposób, że do dziś nie jestem pewna czy byłeś do końca świadomy tego co tak naprawdę ze mną robisz. Żebyś ty wariacie wiedział ile razy doprowadziłeś mnie w tej małej misce swoimi stopami na skraj raju... A pamiętasz jak spytałeś mnie czy podoba mi się twoje "owłosienie wikinga" na nogach? Rozbawiłeś mnie tym. Byłam zajęta czym innym więc odpowiedziałam tylko z lekkim półuśmiechem: - "Może być". Od razu zaproponowałeś, że jeśli drażni to moje poczucie estetyki, to dla mnie możesz je sobie usunąć i to na stałe. Od razu widać, że nigdy tego nie robiłeś. Przy tej obfitości twej puchatej sierści na łydkach nie mam pojęcia jak zamierzałeś to zrobić, chyba tylko przeszczepem z tyłka i to mojego, bo przecież tyłek też masz wikinga. Nie wytrzymałam. Zaczęłam się śmiać. Natychmiast przed oczami stanął mi Mel Gibson w scenie usuwania owłosienia rozgrzanym woskiem i jego okrzyk: - "Wariatki!". Cóż, większości (jeśli nie wszystkim) facetom wydaje się, że to matka natura stworzyła nas dokładnie pod wasze potrzeby. Otóż nie. Obarczyła nas tylko umysłem, który stara się odgadnąć wasze potrzeby jeszcze zanim je sobie sami uświadomicie. Tak więc Kochanie, moje efemerycznie delikatne nogi, to nie tak jak u ciebie prezent zakodowany w twojej spiralce DNA, tylko wynik codziennych moich zabiegów w łazience, w których to ablucjach nie masz okazji uczestniczyć. Ale też powiem ci, że dzięki temu mogę w pełni rozkoszować się potem delikatnym dotykiem tysięcy miękkich włosków na twoich łydkach. Pozwala mi się to poczuć piękną i tłumaczy nieco moją słabość do ciebie utrzymującą się nieprzerwanie przez bez mała dziesięć lat naszego małżeństwa, wyłączając jedynie krótkie okresy napięcia przedmiesiączkowego, kiedy to mam ochotę nacinać cię tępym nożem (nie doproszę się już chyba nigdy byś je wreszcie naostrzył) i posypywać solą. Rozpisałam się o tych nogach i to głównie twoich, bo przecież patrzenia na swoje mam już dość.

Tak naprawdę to mam ochotę pisać tylko o tobie. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę coś narobił wyjeżdżając na tą pieprzoną misję? Czy dociera do ciebie co z ciałem kobiety potrafi uczynić wielomięsięczna tęsknota..?
Przysłałeś mi ten wiersz... Chce ci się jeszcze tam pisać wiersze? Piszesz, że to jeden z twoich snów...


Bossa nova mi dźwięczy i tańczy
 Bossą nogą od rana w konwaliach
 obudziłaś dłonią we włosach
 wzięłaś mnie nie pytając do tańca
 i choć ująć cię w dłonie nie mogę
 do wieczora pomiędzy stopy
 moje kroki pomiędzy twoje


A ja go noszę jak idiotka w kosmetyczce, cały upaprany tuszem do rzęs, bo mi się wydaje, że mam ciebie w tej torebce. Z tymi zaciekami twój tekst choć taki pogodny wygląda jakby się spłakał. Ten dzień, do którego w nim nawiązałeś przeniosłam do archiwum naszej wspólnej historii z opisem "tajne przez poufne". Po oblaniu egzaminów miałam ochotę rzucić raz na zawsze podyplomówkę. Ty jednak widząc mnie zaryczaną, właśnie w dzień mojej osobistej porażki pod Waterloo postanowiłeś nauczyć mnie bosanowy. To właśnie tamtego poranka leżeliśmy w nietypowej dla nas pozycji, bo obejmowałeś mnie ramieniem leżąc za moimi plecami. Czułam się skrzywdzona przez los i postanowiłam ukarać za to cały świat. Niestety tego poranka nawet ty stałeś się dla mnie jego częścią. Nie zraziło cię to. Powiedziałam, że nie wstanę z łózka przez cały dzień. Zagroziłeś, że efektem mojej wojny pozycyjnej w naszym łóżku, może być tylko moja ciąża. To mnie trochę wyrwało z letargu. W jednej chwili usiadłam na łóżku żeby zamknąć ci dostęp do jedynego słabo bronionego wejścia, jednak dalej nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić. Zaniosłeś mnie wtedy do łazienki, niosąc jak worek ziemniaków, posadziłeś na taborecie pod prysznicem i powiedziałeś, że dzisiaj ty mnie umyjesz. Zacząłeś od zębów. W chwilę potem już wiedziałam dlaczego, bo poczułam twoje usta na swoich. Potrafisz mnie czasami tak wkurzyć, ale też i nikt nie wykazywał nigdy takiej determinacji w pogodnym zwalczaniu moich ludobójczych nastrojów. Nasz "taniec" zaczął się właśnie wtedy, od twojego wylizywania resztek pasty do zębów z mojego pępka. Co ty w nim widzisz "zboczeńcu"? Jeszcze w liceum uważałam, że mam najbardziej niefotogeniczny pępek, bo jakaś praktykująca położna przycięła mi go zbyt długo. Nawet gdy wyznałeś kiedyś oficjalnie miłość do mojego pępka, pierwszą myślą jaka przemknęła mi przez głowę, było: - "Dewiant". Na szczęście wyciągnąłeś mnie także i z tej choroby. Uwierzyłam, że ktoś kto nigdy garnituru nie kupuje w markecie ale biega z własnym materiałem do krawca, musi mieć w końcu jakieś elementarne pojęcie o tym co jest ładne w tym świecie powszechnej tandety. Ten dzień nauki kroków latynoamerykańskich nie zakończył się dla nas ciążą jedynie chyba dzięki temu, że znajdowaliśmy się na wodach "trójkąta bermudzkiego", czyli na dwa-trzy dni przed moim okresem.

Drepczę dziś trochę w miejscu i gubią mi się kroki tej pięknej bosanowy jakiej mnie wtedy nauczyłeś. Szukam bezskutecznie odpowiedzi na pytania, które rodzą się szybciej w mojej głowie niż potrafię je zliczać.
Dostałeś dzisiaj ode mnie dość dokładny zapis stanu mojej pamięci twoich stóp, łydek... Jeśli twój pobyt w Bośni potrwa tyle ile zamierzasz, spodziewaj się całej swojej anatomii...

Ann.

PS. Aha, jeszcze jedno ...wszystkiego najlepszego z okazji 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem rycerzu :)

------------------------------------------
Home site: www.pieknelisty.org
E-mail:
andre@pieknelisty.org

 

     

Dolce Vita
Autor: andreas_sachs
22 sierpnia 2009, 21:20

Siedzę Kochanie w naszym ulubionym all'Angolo. Przypominam sobie wszystkie wspólne chwile naszej krótkiej znajomości. To tutaj napisałem pierwszy wiersz specjalnie dla ciebie:

Rozmowa się toczy,
przez usta i oczy.
Ust kształty wyławiasz,
nie pytasz -
z okruchów treść składasz.

W półmroku rąk krzywa,
twarz wspiera, zakrywa.
Coś szepce do ciebie...
- nie szukasz,
znajdujesz,
...bo kochasz i czujesz.

Pijąc poranną czekoladę wciąż nie mogę się otrząsnąć z tego co nas spotkało. Powiedziałaś mi to tak jakbyś chciała powiedzieć: „Kochanie, będę miała nową komórkę”. Myślałem, że żartujesz. Od kiedy cię poznałem nie przeżyłaś chyba ani jednego dnia nie przycinając jakiegoś numeru w moją stronę. Nie dziw się więc, że gdy usłyszałem od ciebie wczoraj w tej kawiarence: „Kochanie, będę miała dzidziusia”, pomyślałem sobie: - Jasne, pewnie adoptowałaś w internecie jakiegoś małego na pół wirtualnego Sudańczyka. Będziesz teraz wpłacać z konta co miesiąc 5 Euro i regularnie przeglądać sprawozdania o tym co je i jak pilnie uczy się angielskiego. Do północy dotarło do mnie, że ...będziemy rodziną.
-----------
O tym, że Anitę poznałem też w tym lokalu to już wiesz, prawda? Oblewała z dwiema koleżankami obronę pracy. Były już dobrze wstawione, gdy jedna z nich przechodząc obok mojego stolika zalała mi klawiaturę laptopa jakimś słodkim drinkiem. Dziewczyna narąbała się jak autobus, bo w ramach rekompensaty wyskoczyła z propozycją wspólnego seksu w kwartecie. Rozbawiła mnie tym na tyle, że zignorowałem w ogóle mroczne myśli o wymianie klawiatury w moim Dell'u, choć to niewyjęte cztery stówy. Koleżanki spojrzały najpierw z obrzydzeniem na nią a następnie na mnie. Anita dostrzegła dopięte do pendrive'a kluczyki od Audi. Zapytała czy odwiozę je po imprezie do jej domu. Wieczór znalazł swój finał na Partyzantów 3. Poranek odnalazł mnie na kanapie w twoim salonie. Resztę już znasz... Słyszałaś pewnie powiedzenie – „nogi po samą szyję”. Właśnie taką cię zobaczyłem. Leżałem na wysokości 30 cm nad podłogą. Najpierw więc zobaczyłem twoje długie łydki. Kończyły się parą kształtnych kolan a zaraz tuż nad nimi pochylała się wpatrzona w książkę twarz ze spiętym z tyłu kucykiem. W tle słyszałem z głośników jakiegoś bluesa, który sączył się z każdym taktem wprost do żył jak spora dawka hery. Przyglądałem ci się uważnie i nie mogłem uwierzyć jak ogromny wpływ na sposób postrzegania otoczenia może mieć magia wieczornych świateł lokalu i poprawka z ziół na mecie. Jesteście do siebie tak niesamowicie podobne, że gdy po przebudzeniu otworzyłem oczy byłem pewny, że patrzę na Anitę. Zacząłem więc od słów: - Ani, mam nadzieję, że wszystko co wydarzyło się wczoraj przejdzie do historii pod hasłem „Całkiem miły wieczór”. Podniosłaś oczy znad lektury i wtedy po raz pierwszy przez głowę przebiegła mi nerwowa myśl – to nie Anita. Usiadłem szybciej niż myślę i twarz schowałem w dłoniach. Jasna cholera... co się wydarzyło wczorajszego wieczora? Spojrzałem niepewnie spomiędzy rozchylonych palców w twoję stronę i zobaczyłem ...ledwie widoczny lecz szczery uśmiech. „Tak, to był rzeczywiście bardzo miły wieczór” - teraz byłem pewny, to nie był głos Ani. Chyba spodziewałem się czegoś innego. „Zostaniesz na śniadaniu, prawda? W lodówce mam resztki łososia, szron i trochę światła”. Zostałem. Od tego poranka minęło ponad trzy najszczęśliwsze tygodnie mojego życia. Anita chyba nie przyznała ci się jak naprawdę wyglądało jej oblewanie dyplomu ale ja dzięki wygłupom tamtejszego wieczora poznałem ciebie, jej mamę, piękną kobietę, starszą ode mnie o blisko osiem lat z sercem i figurą cudownej młodej dziewczyny. Podczas gdy ona inwestuje w nieruchomości i fundusze inwestycyjne, ty buszujesz po necie i Europie w krótkiej spódniczce i stringach. Gdy ona odhacza w kalendarzyku każde swoje zbliżenie z facetem ty zachodzisz ze mną w ciążę w wieku 49 lat podchodząc do tego jak do porannej kawy. Zewnętrznie wyglądacie jak siostry, w środku to jak Yin i Yan, jak północ i południe. Jesteś chodzącym hołdem złożonym Formanowi i pokoleniu „dzieci kwiatów”. Twoja nie dająca się wyhamować niczym galopująca młodość serca chwilami mnie poraża, ale to właśnie dzięki temu stałaś mi się tak bliska. Chciałem z tym poczekać do wieczora i powiedzieć ci o wszystkim dopiero po wizji lokalnej we dwoje na miejscu ale przyznaję, nie dam rady wysiedzieć z tym tyle godzin. Słońce, złożyłem u Isańskiego już wszystkie dokumenty ...właśnie godzinę temu kupiłem nam nowe mieszkanie. Wspaniały, dwupoziomowy apartament z tarasem wychodzącym nad zalew. Sprzedałem też swoje ukochane dwumiejscowe Porsche, na które brały nawet śnięte ryby. Jutro zabieram Cię na połów większego, rodzinnego auta. Jestem skołowany naszym szczęściem jak młody wilczek... Będę pod twoim biurem o 16:00. Szymon.
-----------
Po pół godzinie od momentu wysłania tego maila odebrałem telefon: - Wariacie kochany, ostatni okres miałam dwa lata temu. Będę szczęśliwą babcią. Anita zadzwoniła do mnie z rana z informacją o dodatnich wynikach testu. Niestety nie chciała mi na razie zdradzić kto jest ojcem dziecka. Mamy zaproszenie od niej na dzisiejszy wieczór. Pewnie nam to ogłosi. Nie cieszysz się? Dopytywała mnie specjalnie czy też będziesz. Widać, że traktuje cię już jak członka rodziny.

Milczałem, a po głowie snuł się dołem jak dym palonej marihuany cichy szatański szept... co się naprawdę wydarzyło tamtego wieczora?

------------------------------------------

Home site: www.pieknelisty.org
E-mail: andre@pieknelisty.org

 

...all'Angolo znaczy "na rogu"...
Autor: andreas_sachs
22 sierpnia 2009, 21:15

Zielona Góra, 5 lùglio 2009 anno.

Czekam na ciebie na Starym Rynku, na rogu Krawieckiej (all'Angolo znaczy "na rogu" ). Będę z Kasią. Ma już 19 lat. W tym roku zdała maturę. Nie poznasz jej. To piękna młoda kobieta. Dlaczego wybrałem na spotkanie akurat ten zakątek? Bo to kawałek Italii w środku tego słonecznego miasta. Wpadłem tu po raz pierwszy jeszcze w zimie, kiedy za oknem od chłodu odechciewało się żyć. Od razu pomyślałem o tobie. Gdy wyjeżdżałaś dziesięć lat temu do Włoch, nienawidziłem tego kraju ...tak jak tego twojego Bruno. Dzisiaj to już zupełnie inna bajka, także za sprawą tego miejsca. Przychodzę tu co rano, wypijam porcję espresso z kostką aksamitnej czekoladki ...czasami drobny lodowy deser z wiśniami, by przypomnieć sobie jak smakują usta takiej kobiety jak Ty. Z głośnika wita mnie zawsze pogodnie nakręcony głos speakera jakiejś włoskiej stacji radiowej. Urzeka mnie to miejsce. Kawowe akcenty nie pozwalają zapomnieć naszych ostatnich wakacji w Turynie. Myśli jak nadmorskie ptaki kołyszą się w powietrzu prawie nie poruszając skrzydłami. Często tu pracuję. Mam swój ulubiony stolik. Estetyka tego wnętrza pomaga układać zdania w urocze kompozycje niczym lodowe pucharki. Przepraszam...! Mogę prosić jeszcze jedną filiżankę...? Sympatyczny chłopak, urocze dziewczyny... sprawdź sama
Wiesz gdzie nas znaleźć...

-----------------------------------------------


Home site: www.pieknelisty.org
E-mail: andre@pieknelisty.org

 

 

Café emotion...
Autor: andreas_sachs
17 sierpnia 2009, 16:28

 

Czy bardziej tu czy na twej pryczy w Lille, sama już nie wiem..., 03 Février '09 

 

Tak, pamiętam... dziś są twoje sześćdziesiąte piąte urodziny. Pewnie nie przypuszczałeś, że będziesz je obchodził nad miską zupy podaną ze wspólnego kotła. Piszesz, że od kiedy siedzisz nad brzegami Deûle czytasz pasjami Christiana Jacqa. Uczysz się na jego książkach francuskiego. Nie wiem czy to dobry pomysł skoro przenosi cię każdego wieczora z dorzecza Deûle w deltę starożytnego Nilu. Skoro tak, to nie pozbawiając cię twojego Jacqa przyciągnę cię bliżej siebie, trochę przekornie polecając ci jego "Mozarta". Wciągnęła mnie biografia tego "dzieciaka" jak partia brydża u Pawła i Moniki. Pamiętasz jak świetnie szliśmy w licytacjach? Do końca nie rozpracowali naszego "kodu". A co do książki, to znajdziesz tam sporo swoich ulubionych wątków wolnomularskich z jego życia i co za tym idzie także egipskich. 

 

Właśnie, z tym Egiptem to w sumie ciekawa rzecz... może się mylę, może to jednak kolejny twój genialny strzał żeby właśnie siedząc w puszce pływać papirusową łodzią po falach Nilu i uczyć się języków. Wpadłam nie tak dawno na materiał o nowych transkrypcjach tekstów egipskich z okresu sięgającego Drugiej Dynastii (tynickiej). Otóż po ponad dwustu latach nawet dość udanych badań nad odczytaniem hieroglifów, okazało się, że ci którzy wykreślili plany wielkich piramid - kapłani egipscy, posiedli umiejętność komunikacji na wielu poziomach. Tym charakteryzowały się zresztą niemal wszystkie języki starożytne - bogactwem znaczeniowym. Kiedyś od rozmówcy oczekiwano nie tyle znajomości większej ilości słówek, ile większej kreatywności w ich interpretacji. Jedno słowo znaczyło dużo więcej niż obecnie niejedno zdanie. 

 

Wyobraź sobie, że pierwotnie odczytane w piramidach teksty zapisane pismem hieroglificznym, są tylko okruchem wiedzy jaka spływa z tych ścian. Adept świątyni Izydy, potrafił tak budować zdania aby w zależności od odbiorcy do którego trafiły, oznaczały coś zupełnie innego. Każdy rozmówca z tekstu rozumiał tylko tyle, na ile pozwalała mu jego wiedza o życiu, świecie, wiedza świątynna i "przychylność bogów". W ten sposób chronione były tajemnice państwowe. Droga do opanowania tej sztuki prowadziła przez próbę siedmiu lat całkowitego milczenia. Nie wolno było rozmawiać nawet z samym sobą. To było siedem lat s ł u c h a n i a i n n y c h.. 

Taką rolę przypisuję teraz dobrej poezji. Stan umysłu towarzyszący powstaniu kilku wersów pełnych skupienia myśli, ogarniających w jednym krótkim momencie tak wiele, niczym "złoty strzał" amfetaminy da się porównać chyba jedynie z osobistą audiencją u samego Thotha*. Każde słowo znaczy jedynie tyle ile ma znaczyć i dla każdego z czytających zupełnie co innego, zachowując przy tym swoją prawdziwość, bo każde z nich uderza wprost w nasz najskrytszy świat symboli i ukrytych emocji. 

 

 Pegasus

 

Człowieku! Gdybyś wiedział, jaka twoja władza! 

Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze, 

Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza 

I tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze. 

[ Adam Mickiewicz ] 

 

Znawcy tematu twierdzą, że o wielkości utworu muzycznego często świadczą trafnie dobrane pauzy pomiędzy każdym z dźwięków. Myślę, że tak samo wagę słowa warto odmierzać dobrze dobraną ciszą. Czeka cię teraz o ile wiem (bo byłam na odczytaniu wyroku), siedem lat milczenia ...siedem lat słuchania innych. Pisząc swoje listy, e-maile do mnie, staraj się pamiętać o tej starożytnej mądrości i nie nadużywaj już słów. Pisz spokojnie ale z pasją. Bo ze słowem jak z deszczem, gdy zalewa nas grad słów (czyt."jasna krew" ), to większość zanim wsiąknie w serce... spłynie do przydrożnego rowu. Gdy pada powoli, każda kropla wsiąka w pełni. 

Ze starożytności i z twojej pewnie nie za obszernej celi zabieram cię więc w zupełnie inne miejsca, tam gdzie zawsze chciałam cię zabrać - po moich ulubionych kafejkach. I tu mi już brakuje słów, bo... Kajtek, wybacz ale ja musiałam to zrobić. Dałam cynk glinom, bo był to jedyny sposób byś zatrzymał się w tym szaleństwie i zobaczył we mnie nie tylko idealnego partnera do gry przy swoim szulerskim stoliku. Zawsze uważałeś mnie za wariatkę. No to sobie wyprosiłeś. Mam nadzieję, że tym właśnie co zrobiłam dowiodłam swego rozsądku. Być może po to było to wszystko, po to los sprzątnął ci tamtej nocy sprzed nosa największy deal twego życia, byś mógł znaleźć wreszcie czas dla mnie i czas na rozmowę ze mną. Czas na poezję, która się od pewnego momentu pisała między nami a której słodki durniu w porę nie dostrzegłeś. Zobacz ile jest warta, byś tak jak ja trzasnął wreszcie drzwiami przed nosem dotychczasowej zmiennej fortunie i zaraził się choć teraz cudem poezji rwanej kawałkami wprost z ciała ogarniętego jedynym szlachetnym hedonizmem i mógł mi o świcie powiedzieć 

 

...TO JEST PYSZNE 

 

* Thoth - grecka nazwa egipskiego boga mądrości i wynalazcy pisma. Jego prawdziwe imię to Djehuty. 

-------------------------

 

 

Zobacz na : http://pieknelisty.org/page11.aspx

-----------------------------------------

Home site:  www.pieknelisty.org

E-mail:   andre@pieknelisty.org

Logo

ENTER
Autor: andreas_sachs
10 sierpnia 2009, 19:49

Motto 

"Listy należą do najważniejszych pomników, jakie człowiek może po sobie zostawić" 
- Johan Wolfgang Goethe -
 

---------------------------------------
 
Ta strona zrodziła się z potrzeby serca ...tak dojmującej, że stłumiła wszystkie inne pragnienia.
 

Powstała z ciekawości świata, podróży po świecie, z doświadczenia ...z życzliwości dla odmienności, z otwartości dla wszystkiego co stworzył lotny ludzki umysł, wolny od dogmatów wszelkiej maści ...z radości życia, której nie okiełznały przebyta bezdomność, głód i przyziemność dnia codziennego.
 

Każdy czas śle własne listy : 

Żyjemy w szczególnym czasie. Myślicie, że da się o tym najlepszym w dziejach okresie - bo jesteśmy jego naocznym świadkiem i uczestnikiem - opowiedzieć, wtłaczając myśli w karłowatą, dotykową klawiaturę Noki?
 

Jako dwunastoletni chłopiec napisałem pierwszy list do dziewczyny. Pisałem do niej przez następne sześć czy siedem lat. Po następnych dwudziestu pięciu, prawie przypadkowo spotkaliśmy się. Być może tylko po to, bym mógł się dowiedzieć, że moje listy wciąż leżą w jej komodzie.
 

Wszystko ożyło pewnego wieczoru za sprawą historii snutych przez Meryl Streep w "Pożegnaniu z Afryką" (org. "Out of Afrika"
w reżyserii Sydneya Pollacka. To one obudziły we mnie chęć opisania "historii świata" za pomocą listów własnych, waszych, ludzi wielkich i tych mniej wielkich. Listów i tekstów literackich przesiąkniętych pięknymi ludzkimi uczuciami, kipiących wzburzoną zazdrością, rozrywającą tęsknotą, bezgraniczną miłością, urzekającą wiernością, uszlachetniającym bólem, niemym strachem i błyskotliwym poczuciem humoru... wszystkim tym co sprawia, że życie każdego z nas staje się jedyne i niepowtarzalne. 

Zabieram Was w "inne światy"...
 

Znajdziecie tu więc historie liczące sobie blisko trzy i pół tysiąca lat i opowieści biegnące środkiem dzisiejszego Wall Street. Zobaczycie, że od tekstów spisanych przez Mojżesza na pustkowiach półwyspu Synaj, poprzez listy Goethego, do e-maili dzisiejszych dwudziestolatków dzieli nas tylko rzut kamieniem, bo zmianie ulega forma nie przesłanie - ODWIECZNE WOŁANIE O MIŁOŚĆ. I pytanie: "Czy ktoś to wołanie słyszy?" Ale ostrzegam...
 

"...konkluzje pisarzy nie są w istocie ani o włos mądrzejsze czy przydatniejsze od konkluzji wszystkich innych ludzi, bo różnią się od nich nie lepszą znajomością rzeczy, lecz tylko pędem do opisywania, najbardziej swoistym ich rysem jest ów pociąg do ekstazy, w jaką popadają przeżywając rozkosze trafnego operowania słowem." [ Matthias Mander - "Kazuar" ]

Zobacz na: http://pieknelisty.org/page9.aspx

--------------------------

Home site: www.pieknelisty.org 
E-mail:     
andre@pieknelisty.org